Przepisy- obecnie nie jest wymagane żadne pozwolenie na prowadzenie jachtu żaglowego na śródlądziu do 750 cm długości kadłuba i silnikiem pomocniczym do ok 13 KM. Warunki te spełnia duża część żaglówek widzianych na Mazurach. Reszta jest trochę większa i wymaga patentu pierwszego stopnia, czyli żeglarza jachtowego. Prawdopodobnie, w razie szerszego kryzysu, nikt nie będzie kontrolować papierów, ale jak ktoś nie umie żeglować, to też nie będzie uciekać na jacht.
Schronienie- tutaj wiele zależy od indywidualnego przygotowania jachtu, ale mazurskim standardem czarterowych łódek jest kuchnia gazowa, zlew z pompką elektryczną, duży baniak na wodę, oświetlenie, akumulator z prostownikiem, radio, całkiem wygodne miejsca do spania, komplet naczyń, sztućców, garów itp., zaburtowy silnik, kanister na paliwo 5l, duże wiadro, podstawowe narzędzia. Często można tez znaleźć chemiczne WC, tent- czyli rodzaj namiotu rozwieszanego nad pokładem, panele fotowoltaiczne, czy lodówkę.
Wnętrze jachtu Twister 800. Szczegółowe parametry w google.
Ogólnie rzecz biorąc taka żaglówka jest przygotowana do miłego i wygodnego spędzenia na niej od kilku do kilkunastu dni. Miejsca na zapasy wody i żywności jest dużo. Bez problemu mieściłem prowiant na 7 dni dla 5 osobowej załogi, a przestrzeń blisko dna zapewnia chłód od wody. Zapakowanie zapasów na 2 tyg. wymaga przemyślanego gospodarowania przestrzenią, ale też nie nastręcza kłopotów. Szacuje, że przy założeniu pozyskania wody pitnej z filtracji na bieżąco, mógłbym zapakować dla 4 osób zapasy na miesiąc.
Powszechny kadłub z laminatu dobrze chroni od warunków atmosferycznych, ale słabo izoluje termicznie. Można żeglować wśród pierwszych lodów, jednak wymaga to albo dedykowanego systemu ogrzewania, albo naprawdę dobrych śpiworów. Jednocześnie, bez stałego podparcia, jesteśmy wystawieni na ciągłe bujanie falą i wiatrem przy niesprzyjającej pogodzie.
Mobilność- oczywiście jesteśmy ograniczeni do akwenu wodnego. Dużą zaletą są żagle, ale mają one też sporo wad. Szkoda miejsca na dyskusje o tym. Mamy też silnik, jednak jego moc w stosunku do wielkości i masy jachtu jest za mała, aby myśleć że mamy motorówkę. Przy umiarkowanie silnym wietrze silnik słabo pcha, a zużywa mnóstwo paliwa. Przy silnym wietrze staje się bezużyteczny. Do tego ze względu na budowę kadłuba (długość kilu) większość jachtów bardzo źle płynie na wstecznym. Większe fale unoszące rufę mogą powodować wyciąganie śruby z wody, a to nawet uszkodzenie pracującego silnika.
Przeciętne żaglówki kabinówki, mają 30-45 cm zanurzenia minimalnego. Jeśli załadujemy ją zapasami i załogą okaże się, że nie do każdego brzegu damy radę dojść, a przynajmniej nie na tyle, by wyjść suchą stopą. Zwykle problem rozwiązuje nawet najmniejszy pomościk. Również wiele brzegów jest na tyle stromych, aby przybić na odległość kroku.
Po lewej jacht Tango 720S min. zan. 35cm. Po prawej Twister 800 ze swoimi 45cm w zatoczce o głębokości max 50cm.
Bezpieczeństwo- nie ma co ukrywać, żaglówka bardzo rzuca się w oczy. Szczególnie gdy ludzie na terenie całego powiatu będą mieli problem z dostępem żywności i paliwa. Kradzieże silników są bardzo powszechnym zjawiskiem nawet teraz, gdy jest spokojnie. Drobne okradanie jachtów jest plagą w niektórych portach, co poczułem osobiście. W prawdzie da się cumować na kotwicach, w trzcinach i innych trudno dostępnych miejscach, ale jest to ryzykowne, jeśli wiatr wieje do brzegu. Żagle nie pomogą, wysokie burty przeszkadzają, silnik albo plącze się w roślinach, albo jest za płytko, żeby dobrze działał. Można położyć maszt, by nie sygnalizował z daleka naszej pozycji, ale jest to dość uciążliwe, a leżący maszt jest podatny na złamanie. A i tak łatwo jest zrobić tratwę z butelek pet, by w nocy taki jacht abordażować.
Wpłynąć w trzcinowisko jest łatwo. Wyjść z niego już ciężko.
Koszty i praca- nie będę podawał liczb, bo ich nie znam. Kto bardzo ciekaw może poszukać w necie. Generalnie jednak jacht to nie jest tania rzecz. Do tego jachty kupuje się jako puste skorupki kadłuba do indywidualnej zabudowy. Możemy więc wydać chore pieniądze i dostać gotowca, albo duże pieniądze i złożyć wszystko samodzielnie. Ewentualnie za umiarkowane pieniądze kupić używaną łajbę, aby godzinami własnej pracy ją odnowić. Poza tym jacht trzeba na zimę wyjąć z wody, zakonserwować i odpowiednio zimować. To wszystko kosztuje i często wymaga sprzętu, którego nie mamy (slipy, dźwigi, wyciągarki, przyczepy, hangary, itp.).
Podsumowując- moim zdaniem typowy śródlądowy jacht kabinowy będzie przydatny w trudnych czasach tylko w bardzo specyficznych warunkach i dla wąskiej grupy osób. Raczej na zasadzie "mam własną żaglówkę to dołożę do niej to i owo, aby w razie czego była bardziej przydatna", niż planować zakup jachtu z myślą o pierwszym celu ewakuacji. Chyba niewiele osób stać, aby robić tak duże inwestycje tylko z myślą o trudnych czasach.
Pomyślnych wiatrów wszystkim żeglującym
