Aerlin pisze:A z tego co pisałeś odniosłem wrażenie, żeby rzucić się na hurra-optymizm i działać kompletnie na oślep tracąc ogromną ilość czasu, pieniędzy i sił na zbędne działania
To akurat proponujesz Ty, czyli nie wiedząc nic i nie mając jakiegokolwiek doświadczenia rzucić się do pisania planów ucieczkowych
Ja napisałem (cytat
z tego posta) że:
Ja pisze:
Zabieranie się do pisania planu (czy chociażby szkicu) bez wstępnego zebrania informacji (bez zdobycia osobistego doświadczenia) jest moim zdaniem bez sensu, bo będzie się opierało na błędnych założeniach odnośnie możliwości fizycznych i psychicznych własnych i członków rodziny, błędnych wizjach tego co jest rzeczywiście potrzebne a co nie itp.
Dodatkowo w tym samym poście napisałem:
Ja pisze:Jak można przysiadać do robienia planu/szkicu jeśli nie mamy tak podstawowych danych jak "ile kilometrów jestem w stanie pokonać w jeden dzień mając 10kg obciążenia na plecach", "czy jestem w stanie pokonać swobodnie całą trasę w jeden dzień czy też muszę w wyposażeniu przewidzieć sprzęt do nocowania i żarcie na dwa dni", "czy jestem w stanie pokonać zmęczenie i iść dalej, czy też wymiękam od razu przy pojawieniu się kryzysu i muszę odpoczywać bo nie jestem w stanie tego 'przełamać'" czy chociażby "jak mój organizm reaguje na kryzysy wydolnościowe, ewentualny brak jedzenia, upał, mróz podczas długiego wysiłku"?
Po pierwsze gdzie tu widzisz "rzucanie się na hurra-optymizm"? Wręcz przeciwnie, jestem jeśli już zwolennikiem "hurra-realizmu", czyli wcześniejszego zebrania danych chociażby takich jak w zacytowanym powyżej akapicie ZANIM przysiądzie się do pisania planu. Oczywiście myśl typu "będę uciekał pieszo z plecakiem" będzie pierwsza, ale to nie żaden plan, to tylko jakaś wizja czy idea! Plan to jest coś konkretnego, co jest dostatecznie szczegółowe, że w na każdym etapie wiadomo konkretnie co należy zrobić (zarówno na etapie realizacji planu gdy rzeczywiście uciekasz, jak i na etapie przygotowań ewentualnej ucieczki, czyli uwzględnia koszty i czas potrzebny na zgromadzenie wyposażenia, ewentualny trening fizyczny itd.). Może rozbieżność wynika z użytego słownictwa, bo dla mnie plan to nie jest "planuję w przyszłe wakacje pojechać w Andy" (to tylko pomysł a nie plan
), dla mnie planem będzie to dopiero gdy (w nielubianych przez Ciebie gadkach coachingowych określa się to skrótem SMART):
S - będzie dostatecznie szczegółowy, czyli gdzie konkretnie pojadę, czy w sposób "cywilizowany" (hotele itd.) czy "na dziko", z kim pojadę
M - będzie "mierzalny", czyli będzie zawierał konkretne wypunktowane listy różnych aspektów przygotowań i realizacji abym mógł konkretnie śledzić jak idą przygotowania (i wyrażać to na przykład w procentach, śledzić postępy, sprawdzać czy nie ma jakichś opóźnień itd.)
A - atrakcyjny, czyli czy nie stoi to w sprzeczności z moimi wartościami (czy na przykład nie ucierpi na tym moja rodzina), czy chcę to zrobić dla siebie, czy nie robię tego wbrew sobie, czy realizacja tego sprawia mi frajdę itd.
R - realny, tzn. czy mnie na coś takiego stać finansowo, jak zgromadzę na to kasę, czy jestem wystarczająco sprawny fizycznie, czy mogę sobie pozwolić na odpowiednio długą nieobecność zawodową (kto mnie zastąpi i czy da radę, bo nie chcę pod swoją nieobecność stracić klientów z okazji tego, że mój zastępca "da ciała"), czy plan ma dostateczny "zapas" (na przykład czy wszystko się nie sypnie jeśli pojawi się w międzyczasie jakiś dodatkowy wydatek typu naprawa samochodu albo na przykład złamię nogę i "wypadną" mi z treningu dwa miesiące
), czy plan jest na tyle elastyczny, że można go modyfikować pod wpływem zmieniających się warunków (na przykład zmiana miejsca pracy, zmiana miejsca zamieszkania itd.)
T (time) - osadzony w czasie, czyli mam zaplanowany konkretny termin wyjazdu, konkretne terminy poszczególnych etapów przygotowawczych, przeznaczony konkretny czas w tygodniu na treningi, zaplanowane terminy na wypady przygotowawcze w celu przetestowania kondycji, sprzętu itd.
To jest dopiero plan (baaardzo ogólnikowy), a nie jakiaś tam idea/pomysł "pojadę sobie w Andy"