Krasny pisze:(...) przy 1AA mamy pewność że wysysamy baterię do zera (przy połączeniu szeregowym dwóch ogniw zawsze jedno z nich pada wcześniej gdy drugie ma jeszcze trochę energii) (...)
Pozwolę sobie zauważyć, że większość diód LED wymaga do sprawnej pracy napięcia większego niż 1,5V z jednego ogniwa (zwykle potrzebują minimum 1,9-3V w zależności od techniki wykonania, owszem czerwone diody małej mocy potrafią się nawet zadowolić napięciem 1,2V, ale białe potrzebują więcej
), dlatego w latarkach na jednego paluszka stosowany jest pull-up converter a te w zależności od jakości powodują około 5-10% strat energii a przy wyższych napięciach (na przykład dwie czy trzy bateryjki czyli 3-4,5V) stosowany jest pull-down converter który ma znacznie niższe straty, rzędu 2-3% (oczywiście są i tanie chińczyki stosujące liniowy stabilizator szeregowy do obniżania napięcia i tam nadmiar idzie w ciepło wydzielające się na stabilizatorze - straty 20% i więcej, ale nie mówimy tu o latarkach z Biedronki za 15zł).
Tak więc... jak najbardziej do EDC latarka na jedną baterię bo jest mniejsza, poręczniejsza i nie trzeba "parować" baterii czy akumulatorów itd. ale zysku w "lumenogodzinach" nie uzyskamy bo podnoszenie napięcia powoduje większe straty energii i wyjdzie na to samo (albo i nieco gorzej
). To działało w przypadku konwencjonalnych żarówek, gdzie na 1,5V po prostu produkowało się inną żarówkę, (w zasadzie żarówkę można wyprodukować na dowolne napięcie - kwestia średnicy i długości drutu) ale w przypadku LED-ów już nie działa, to półprzewodnik który wymaga konkretnego napięcia do prawidłowej pracy (niby są "żarówki LED-owe" na różne napięcia, ale one mają w środku wbudowaną odpowiednią elektronikę przystosowującą napięcie zasilania do wymagań półprzewodnika).
Oczywiście jednobateryjkowce to do krótkiej pracy typu zmienić koło czy zejść do piwnicy gdy prądu zabraknie, bo jeśli ktoś potrzebuje światła na dłużej na przykład na wędrówkę nocą kilka dni z rzędu, to ledowy kątowy Fulton (lub dobra podróbka
) na dwie baterie/akumulatory wielkości R20 - prosta w konstrukcji i ewentualnej naprawie, pancerna konstrukcja, wodoszczelna (można z nią nawet nurkować do kilku metrów pod wodą - wszystko jest porządnie uszczelniane, nawet włącznik jest hermetyczny, przynajmniej w oryginalnej, jak w podróbkach to nie wiem). Minus to ciężar (metalowa obudowa i duże baterie) i gabaryty, ale czasem pracy na komplecie baterii z oczywistych względów bije wszystkie markowe czołówki (w tym zachwalane wyżej Petzle, których przeszło przez moje łapy cztery sztuki, dwie zostały i... są jak najbardziej ok
).