Krasny pisze:Piotr pisze:... ilu krótkofalowców ma lutownice gazowe aby w razie braku prądu polutować sobie odpowiednie kabelki i zasilić stację z samochodu?
Jeśli są to miłośnicy grzebania w elektronice a taką ideą jest krótkofalarstwo, to sądzę że jakąś tanią gazówkę powinien mieć co drugi
Lutownicę jako taką, to owszem, większość ma (choć też nie wszyscy) ale zwykle to lutownica elektryczna a sprzęt który pozwoli parać się elektroniką bez prądu w gniazdku, to już ma niewielu. Ja kupiłem, bo lubię jeździć z radiem w teren (znacznie mniejsze zakłócenia
) i co jakiś czas zachodzi potrzeba wykonania jakiejś drobniejszej naprawy czy poprawki.
Krasny pisze:Chociaż wiem że z ideami to to hobby już dawno się rozstało i wielu kupuje fabryczny sprzęt od TRX po anteny i to jeszcze z montażem przez wyspecjalizowaną firmę.
Bo tak na prawdę sprzęt fabryczny mocno staniał. Kiedyś fabryczny transceiver ze "strefy dewizowej" to były ogromne pieniądze i jeszcze trzeba to sobie było "załatwiać" bo nie było swobodnej wymiany handlowej. A teraz? Za 150zł kupisz prostego duobandera FM (kiepski to kiepski, ale działa i na lokalne łączności wystarcza) a za 3000-4000 już kupisz nowe fabryczne radio HF o mocy 100W i bardzo dobrych parametrach (roofing filtry, DSP w pośredniej itp.) z którego praktycznie da się zrobić cały świat. A do celów prepperskich, to za 1000zł kupisz demobilowego Clansmanna PRC-320 który "przetrwa wszystko" i masz spokojnie łączność na całą Europę. Budują głównie ci, którzy chcą się w budowanie bawić, bo jako takiej potrzeby budowania transceiverów w zasadzie nie ma (sprzęt własnej konstrukcji nie wyjdzie wiele tańszy a jednak czasu to zabiera sporo).
Krasny pisze:Więc Piotrze jestem zmuszony zgodzić się z tobą że w sytuacji awaryjnej może być tak iż niewielu będzie w stanie "skleić" coś na szybko.
Nie miałem na myśli "sklejenia na szybko radia", tylko chociażby samo zaadoptowanie tego co już krótkofalowiec ma (zapewnienie temu awaryjnego zasilania). Każdy sobie teoretyzuje, że "jakby co, to mam samochód" ale w praktyce mało kto takie zasilanie (nie tylko sprzętu łączności) przećwiczył w skali powiedzmy 72h, bo co innego mieć potencjalną możliwość a co innego móc tę potencjalną możliwość zrealizować w praktyce. Potencjalnie to każdy może wyjąć akumulator z samochodu i mieć zasilanie awaryjne w domu przez jakiś czas, ale w praktyce nie każdy ma odpowiednie klucze aby odkręcić klemy w akumulatorze oraz nie każdy zna procedurę jak to zrobić aby mu immobilizer nie zablokował auta na amen (że potrzebny będzie serwis aby ponownie uruchomić samochód po włożeniu do niego akumulatora z powrotem
).
Krasny pisze:Swoją drogą to warto dopisać lutownicę gazową do swojego wyposażenia.
I to nie tylko przez zatwardziałych elektroników ale też przeciętnego grzebałę survivalowca.
Bo naprawdę jeden głupi urwany kabelek bez lutownicy może narobić sporo kłopotów.
Można też stosować sposoby "partyzanckie" do lutowania, czyli jakiś większy kawałek miedzi ogrzewany nad ogniem (kiedyś tak się lutowało, jak jeszcze prąd nie był czymś powszechnym) a można też i przy pomocy zapalniczki (ucina się kawałek spoiwa lutowniczego i skręca się go razem z kablami, następnie całość się ostrożnie podgrzewa zapalniczką), tyle że takie sposoby kiepsko się nadają do jakichś bardziej precyzyjnych napraw w trudniej dostępnych miejscach.